– Widziałeś coś po drodze?
– Trudno to coś nazwać drogą. Dobrze, że wycofujemy się z tych dzikich stepów. Hitlerowi nie starczyłoby życia, aby zaprowadzić tu cywilizację.
Tyle że ci czterej nie mają na sobie żadnych ran. Nic. Kompletnie. Żadnych śladów walki. Za to w ich oczach jest coś tak przerażającego, jakby umarli ze strachu…
Im dłużej jednak patrzyli sobie w oczy, tym bardziej czuł się nieswojo. Targały nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciał wyjść i trzasnąć drzwiami, z drugiej pragnął ciągnąć tę grę. Nie traktował już tego jak terapii, ale jak jakąś walkę o dominację. Kto pierwszy się poruszy, ten przegrywa. Kto pierwszy wykona jakiś ruch, gest, powie słowo.
Rozmowa nie kleiła się i znów zapadła cisza. Olgierd zastanawiał się nad stoickim spokojem mężczyzny, który go znalazł. W zasadzie zachowywał się tak, jakby co dzień budził i odprowadzał do drogi zbłąkanego wędrowca. Obol podświadomie czuł jednak, że człowiek ten musiał w swoim życiu widzieć nie takie rzeczy, przez co jego zachowanie było, jak to określił w myślach, „służbowo-powierzchowne”.
– Pytałem, czy nie potrzebuje pan pomocy. Uzyskałem odpowiedź odmowną. – Usłyszał. – Nie wygląda pan na rannego. A po tylu latach życia nauczyłem się, że czasami lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań, bo można żałować, że usłyszało się na nie odpowiedzi.
– Tak. Większość ludzi myśli podobnie jak pan. Słowo wilkołak kojarzy im się z mitycznym stworem. I jest to prawda. Bo właśnie taka jest definicja. Ale wystarczy wypowiedzieć je po niemiecku i wtedy na tę kwestię patrzymy nieco inaczej.
– Werwolf – powiedział sam do siebie Obol.
– Widzę, że zna pan niemiecki. – Właściciel psa się uśmiechnął.
Starsza pani dalej nie reagowała, tylko wpatrywała się w jego oczy. Obol poczuł się nieswojo, jakby wzrok starowinki potrafił przeszywać na wylot. W jego głowie pojawiła się nawet myśl, że kobieta zagląda mu do wnętrza duszy. Odruchowo się odchylił, zupełnie jakby chciał zerwać to mistyczne połączenie.
– Nie masz, synu, złych zamiarów – przemówiła nad wyraz pewnym głosem. – To nie ja, ale ty potrzebujesz pomocy. Niestety, obawiam się, że nie będę mogła ci pomóc. Człowiek, który ucieka przed samym sobą, musi sam stanąć do walki.
– Zmieniłeś się – stwierdził Obol. – Dawniej pierwszy skoczyłbyś w ogień, a teraz marzy ci się już wygodny stołek za biurkiem. Po chuj się na tę misję pchałeś?
– A ty pomyślałeś, kurwa, że ja mam rodzinę? Małe dziecko?
– Oni też mieli rodziny i co? Nawet nie będzie czego do trumny włożyć – prychnął.
– Obol, milczeć, kurwa, to rozkaz. Porozmawiamy w bazie.
– Jeśli do niej wrócimy.
„Na wojnie nie ma wroga, nie ma człowieka, jest tylko siła żywa przeciwnika. Jesteście zajebiście wyszkoleni. Zabijecie każdego jednym ciosem w ułamku sekundy. Ale podstawą misji jest rozpoznanie. Musicie widzieć, dokąd zmierzacie, jaka jest najszybsza droga i jak bezpiecznie wycofać się po akcji” – słowa dowódcy oddziału same przyszły mu na myśl.
Obudził go głośny huk. Olgierd zerwał się na równe nogi, ale nie do końca jeszcze przytomny, upadł na podłogę. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie jest na żadnym froncie, a hałas, który słyszał, był najprawdopodobniej grzmotem. Wyćwiczony odruch upadania na odgłos wybuchu wszedł mu w krew tak mocno, że mężczyzna zadziałał szybciej niż rozum.
– Miałem ze sobą nóż. Jestem byłym komandosem, nie obawiałbym się jakieś starej kobiety – zaznaczył z uśmiechem.
– A jakby się okazało, że to wiedźma?
– Wiedźma? – powtórzył Olgierd.
– Sam powiedziałeś, że scena, którą widziałeś, wyglądała nienaturalnie: starsza kobieta, która wzięła się nie wiadomo skąd, mówiąca dziwne słowa, jakby odprawiała czary nade mną. Nie bałeś się, że twój nóż nie wystarczy do walki z wiedźmą? – Kamila sprawiała wrażenie szczerze zaciekawionej.
– Zupełnie o tym nie pomyślałem – odparł.
– Myślałem, że żartujesz. Naprawdę chcesz mnie przykuć łańcuchem do ściany?
– Oczywiście. Jak znów będziesz miał halucynacje, nie dam rady cię zatrzymać. Jesteś silnym mężczyzną. A nie wiadomo, co tym razem strzeli ci do głowy – wyjaśniła spokojnie.
– Mogę być niebezpieczny? – upewniał się.
– Możesz.
– To dlaczego nie robiłaś tego wcześniej? Czemu nie przykułaś mnie tej nocy? Gdybym się na ciebie rzucił, mógłbym cię zabić.
– Albo zgwałcić – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. – W tym drugim przypadku zastanowiłabym się nad reakcją. Ale jeśli chodzi o pierwszy, to śpię z paralizatorem za łóżkiem.
Człowiek sięga po używki z dwóch powodów. Aby się odurzyć i poczuć przyjemną błogość albo po to, by zabić swój wewnętrzny lęk. Oba te zjawiska występują zawsze po zażyciu substancji psychoaktywnej, różne są tylko motywacje osoby, która po nią sięga.
Było mu już wszystko jedno, czuł się fatalnie. Na przemian zalewały go fale gorąca i zimna. Mdliło go i widział jak przez mgłę. Miał dość wszystkiego. Jego stan pogarszał się coraz bardziej. Naszła go ochota, by sięgnąć po nóż i wbić go sobie w serce, aby zakończyć tę falę cierpień.
Leżeli nadzy na łóżku. Zuza położyła głowę na klatce piersiowej Olgierda. Ten delikatnie głaskał ją po włosach.
– Co to było? – zapytał.
– Seks – opowiedziała żartobliwym tonem.
– Miałeś koszmar. Strasznie krzyczałeś. Już wszystko okej? – zapytała.
– Tak. Chyba tak. – Popatrzył na nią.
Za oknem nadal świeciło słońce. Musiał zdrzemnąć się tylko chwilę.
– Zwariuję, zwariuję od tych koszmarów – powiedział i się rozpłakał.
Dziewczyna przytuliła jego głowę do piersi i zaczęła go głaskać.
Jeszcze bardziej przerażające są daremne próby wybudzenia się ze snu. Człowiek wie, że śpi, i chce się obudzić, wydaje mu się, że właśnie to zrobił, ale po chwili otaczająca go rzeczywistość znika lub staje się nierealna i znów wie, że jego wybudzenie było tylko pozorne. Co gorsza, takie stany mogą powtarzać się kilkukrotnie, a każde kolejne powtórzenie powoduje zwiększenie stresu i zatarcie się tego, co jest snem, a co jawą.
Starał się to wszystko poskładać do kupy, ale im bardziej próbował połączyć ze sobą kolejne klocki układanki, tym częściej całość mu się rozpadała. Najprostszym i jedynym rozwiązaniem zagadki było to, że jest po prostu uzależniony i powinien się leczyć, a nie szukać nie wiadomo czego. Tyle tylko, że to nie wiadomo co samo go znalazło.
Czekał, nie wiedząc, na co. Staruszka nie pojawiła się na zewnątrz. Po dłuższej chwili dostrzegł unoszący się z komina dym. Wtedy postanowił ruszyć. Nie miał pojęcia, o co ma ją zapytać i w jakim celu, ale mimo to wewnętrznie czuł potrzebę porozmawiania z tą kobietą.
Zresztą czego może bać się człowiek, który piekło i jego stwory widział na ziemi, będąc dzieckiem?
|